Kazik : Spalam Się
Lyrics
1. NOWY KONFLIKT ŚWIATOWY
No, no, no, no, no,
Nowy konflikt światowy, co wieczór w telewizji
Spiker nakazuje gotowość do inwazji
Nasze dzieci są karmione tonami przemocy
Nowi bohaterowie – Schwarzenegger i Norris
Wszystko więcej kosztuje, ktoś ma takie plany
Aby grabić lud, a samemu się bogacić
Dzikie tłumy sfrustrowanych, więc i agresywnych
Nowy konflikt światowy zbiera swoje żniwo
Im więcej widzę, tym wierzę mniej
Im więcej widzę, tym mniej mogę zrozumieć
Im więcej widzę, tym wierzę mniej
Im więcej widzę, tym mniej mogę zrozumieć
Nowy konflikt światowy,
Nowy konflikt światowy,
Nowy konflikt światowy,
Nowy konflikt światowy,
No, no, no, no, no,
Nowy konflikt światowy, pożoga na wschodzie
Nowy konflikt światowy, pożoga na zachodzie
Nowy konflikt światowy, wojna w Libanie
Nowy konflikt światowy, krew w Afganistanie
Nowy konflikt światowy, gazety informują
Nowy konflikt światowy, politycy okłamują
Nowy konflikt światowy, pożoga we dnie
Nowy konflikt światowy, pożoga w nocy
Nowy konflikt światowy, życie mało znaczy
Nowy konflikt światowy, finansowe żądze
Nowy konflikt światowy, chcę, by było inaczej
Nowy konflikt światowy, bomby za pieniądze
Im więcej widzę, tym wierzę mniej
Im więcej widzę, tym mniej mogę zrozumieć
Im więcej widzę, tym wierzę mniej
Im więcej widzę, tym mniej mogę zrozumieć
Im więcej widzę, tym wierzę mniej
Im więcej widzę, tym mniej mogę zrozumieć
Im więcej widzę, tym wierzę mniej
Im więcej widzę, tym mniej mogę zrozumieć
Im więcej widzę, tym wierzę, wierzę mniej
Im więcej widzę, tym mniej mogę zrozumieć
Im więcej widzę, tym wierzę mniej
Im więcej widzę, tym mniej mogę zrozumieć
Nowy konflikt światowy!
Nowy konflikt światowy!
Nowy konflikt światowy!
Nowy konflikt światowy!
Nowy konflikt światowy!
Nowy konflikt światowy!
2. DZIEWCZYNY
Ja spotkałem ją wczoraj w barze koło kina
Patrzę – hmm, ale wspaniała dziewczyna
Absolutnie wmurowany stałem, nie wiem, dwie minuty
Aż piwo ze szklanki polało się na buty
Próbowałem sobie wszystko to jakoś wytłumaczyć
Że zaistnieć chciałbym dla niej i coś dla niej znaczyć
Pomyślałem, że podejdę i spytam się o to
Wiesz, i cała reszta coś jak to
Ja wiem, że czasem są upadki i wzloty
Dziewczyny to nic więcej, jak tylko kłopoty
Ja wiem, że czasem są upadki i wzloty
Dziewczyny to nic więcej, jak tylko kłopoty
Moja starsza siostra mówi: „Nie zadawaj się z lujami”
Moja młodsza siostra po nocach z bambrami
Chodzą ludzie dookoła, jakież to są brudne świnie
Jakie bzdury wygadują o poznanej tej dziewczynie
Myślę, tak to bywa, kiedy ktoś z zazdrości
Kiedy brak mu jego własnej miłości
Ale jej nie zaszkodzi żadne obce, obce zło
Wiesz, i cała reszta coś jak to
Ja wiem, że czasem są upadki i wzloty
Dziewczyny to nic więcej, jak tylko kłopoty
Ja wiem, że czasem są upadki i wzloty
Dziewczyny to nic więcej, jak tylko kłopoty
I gdy w końcu odprowadziłem ją pod sam dom
Tam na dole całowałem ją długo i dłoń
Wędrowała moja w górę, w dół, na boki i wzdłuż
Byłem tak napięty. I nagle już
Stało się, stało się to co miało się stać
Dopiero w jej mieszkaniu, nosz kurwa mać!
I gdy ona do mieszkania swego szła wolnym krokiem
Jacyś leszcze obili mi ryja pod jej blokiem
Ja wiem, że czasem są upadki i wzloty
Dziewczyny to nic więcej, jak tylko kłopoty
Ja wiem, że czasem są upadki i wzloty
Dziewczyny to nic więcej, jak tylko kłopoty
Mój kolega z filozofii mówi, że ona się stara
Że zarabia co nie co, i że ma Jaguara
Ale słuchaj, przecież pracę trudno jest z miłością zgodzić
I dlatego ona rzadziej może do mnie przychodzić
Na kolację w późny piątek ją zaprosiłem
Dużo zjadła i wypiła, a rachunek ja płaciłem
Potem gdy wyszliśmy na dwór, ja spojrzałem ze zdziwieniem
Samochód okradziony, na siedzeniach kamienie
Ja wiem, że czasem są upadki i wzloty
Dziewczyny to nic więcej, jak tylko kłopoty
Ja wiem, że czasem są upadki i wzloty
Dziewczyny to nic więcej, jak tylko kłopoty
Ta… Ja spotkałem ją wczoraj w barze koło kina
Patrzę – ale wspaniała dziewczyna
Absolutnie wmurowany stałem, nie wiem, dwie minuty
Aż piwo ze szklanki polało się na buty
Próbowałem sobie wszystko to jakoś wytłumaczyć
Że zaistnieć chciałbym dla niej i coś dla niej znaczyć
Pomyślałem, że podejdę i spytam się o to
Wiesz, i cała reszta coś jak to
Ja wiem, że czasem są upadki i wzloty
Dziewczyny to nic więcej, jak tylko kłopoty
Ja wiem, że czasem są upadki i wzloty
Dziewczyny to nic więcej, jak tylko kłopoty
Pomyślałem, że podejdę i spytam się o to
Wiesz, i cała reszta coś jak to
Ja wiem, że czasem są upadki i wzloty
Dziewczyny to nic więcej, jak tylko kłopoty
Ja wiem, że czasem są upadki i wzloty
Dziewczyny to nic więcej, jak tylko kłopoty
Ja wiem, że czasem są upadki i wzloty
Dziewczyny to nic więcej...
3. PIOSENKA TREPA
Gdy byłem małym chłopcem, to chciałem być żołnierzem
I trzydzieści lat minęło, a ja dalej w to wierzę
Serdeczne życzenia na święto narodzenia
Boga Słońca, Saturna, na ile dziś wyceniasz?
Lubię poranki gdy bramy otwierają
Idzie do zmielenia tłum całą zgrają
W swoje ręce ich wezmę i w kolegów ręce wezmę
Wypuszczę za dwa lata wymiętego jak szmata
O, długa szkoła, nauka niewesoła
Tu krótka nauka, zabawy kupa
Brązowe buty dla całej grupy
Wojsko czeka, wzywa z daleka
A ty oddaj krajowi co mu się należy!
Szósta rano, stado zrywa się z barłogów
Ja na tym terenie, wicie, drugi po Bogu
Moja żona uciekła dawno z jednym porucznikiem
A ty czołgaj się, czołgaj, pokażę ci żeś nikim
A w sobotę w restauracji z przyjaznymi kolegami
Gdy się tydzień tyra, w końcu trzeba się zabawić
I kapitan, podporucznik i chorąży ci to powie:
„Zatem koledzy na zdrowie”
O, długa szkoła, nauka niewesoła
Tu krótka nauka, zabawy kupa
Brązowe buty dla całej grupy
Wojsko czeka, wzywa z daleka
A ty oddaj krajowi co mu się należy!
Deszcz już pada dwa tygodnie, nie ma czasu na rozmowy
Teraz ganiam was w błocie, kto nie umarł ten zdrowy
Ale dłuży się czekanie na coś od tygodni
Lecz od czego jest wódka i spirytus na wartowni
Tutaj miasto małe, w nim spędzam życie całe
I ja patrzę przez palce na to wszystko czasami
I nie chcę wam nic mówić, no bo zobaczycie sami
Będzie bicie pasami, fala rządzi kotami
O, długa szkoła, nauka niewesoła
Tu krótka nauka, a zabawy kupa
Brązowe buty dla całej grupy
Wojsko czeka, wzywa z daleka
A ty oddaj krajowi co mu się należy!
A ty oddaj krajowi co mu się należy!
A ty oddaj krajowi co mu się należy!
Pamiętniki ubogiej młodzieży
A ty oddaj krajowi co mu się należy!
Pamiętniki ubogiej młodzieży
A ty oddaj krajowi co mu się należy!
Pamiętniki ubogiej młodzieży
A ty oddaj krajowi co mu się należy!
Pamiętniki ubogiej młodzieży...
4. CYRK
Nareszcie wolni, moi drodzy koledzy. Zjechał cyrk z zapaśnikami
Wysiadajcie i patrzajcie, a zaczniecie klaskać sami
Moi drodzy koledzy, dzisiaj pierwszym pojedynkiem
Będą walczyć na arenie katolik z elektrykiem
Myślę, będzie wielka walka, wysłuchajcie co wam mówię
Oni obaj prężą torsy, we wspanialej są formie
Moi drodzy koledzy, zaraz wszystko się zaczyna
Pod dachem namiotu introdukcja pianina.
Ten starszy jęczy, wolno mówi jakie są przyczyny
Jedno wiem na pewno, on nie wącha kokainy
Młodszy tyje z dnia na dzień, ale wy się nie bójcie
To oznacza, że przed walka się odżywia znakomicie
A w mym domu syn śpi, gdy wraca ze szkoły
Żona pranie pierze, a gazeta leży
Lecz na dole w sklepie jest coraz lepiej
I będzie jeszcze lepiej, kiełbasy coraz więcej
W gazecie prognozy, temperatura wznosi się
Stary się krztusi gdy młody go dusi
Lecz na dole w sklepie jest coraz lepiej
I będzie jeszcze lepiej, gorzały coraz więcej
Już chwycili się za bary, ile tłuszcza ma radości
Czego się nie robi dla ludności przyjemności
W naszym cyrku jeszcze dzisiaj walczą inni zapaśnicy
Jest ich tylko kilku, każdy może to policzyć
Jeden trochę silny, tylko buźkę ma dziecinną
I trzej inni jeszcze na arenie się zmieszczą
Lecz na dole w sklepie jest coraz lepiej
I będzie jeszcze lepiej, kiełbasy coraz więcej
A w piątek wypłata, będzie świetna zabawa
Aż przepełni się czara, głowa spadnie z zegara
Lecz na dole w sklepie jest coraz lepiej
I będzie jeszcze lepiej, gorzały coraz więcej
Moi drodzy koledzy, co za tumult jest w namiocie
Tłuszcza płaci i wymaga, a tu stary przegrał szybciej
Niż się wszyscy spodziewali i popadli w stan histerii
Na widowni pod dachem nowi cieszą się niewierni
Bo w ich domu syn śpi gdy wraca ze szkoły
Żona pranie pierze, a gazeta leży
Lecz na dole w sklepie jest coraz lepiej
I będzie jeszcze lepiej, gorzały coraz więcej
A w gazecie prognozy się, się, się nie sprawdziły
Stary się zakrztusił, gdy młody go dusił
Lecz przyjechał z oddali piękny młodzian w stali
Obiecał ze da więcej kiełbasy i pieniędzy
5. TEMAT Z FILMU "BAGAŻ NIELEGALNY"
Jest pierwsza w nocy w tym obcym mieście
Gdy swoim samochodem jeżdżę z miejsca na miejsce
I zastanawiam się, czy jeszcze jestem normalny
Na tylnym siedzeniu - bagaż nielegalny
O mój Boże, nawet boję się pomyśleć
Co by było, gdyby kiedyś zatrzymała mnie policja
Już teraz, gdy mijają mnie ich samochody
Jestem spocony ze strachu z każdej strony
Boże jedyny, w ustach nie ma śliny
Czemu się zgodziłem na bagaż nielegalny
Ale byłem bez pracy przez pół roku lub więcej
A przyjechałem tutaj zarobić pieniądze
Jeden taki znajomy polecił mnie drugiemu
Nawet się ucieszyli, że nie mówię w ich języku
Tracę nerwy z dnia na dzień i wpędzam się w chorobę
Ale za to mi płacą, i to płacą dobrze
Tylko ja jeden wiem, jak czasem się boję
Kto widział Bronx w nocy, ten wie, o czym ja mówię
A najbardziej się dwóch rzeczy w tym wszystkim obawiam
Że zatrzyma mnie policja i że zgubię bagaż
Ta historia nie ma końca, ja znalazłem się w potrzasku
Coraz bardziej sam, a dookoła obce miasto
Już właściwie to mnie nie ma, nie chcę wiedzieć o niczym
Tylko z tyłu pali bagaż nielegalny
Powiedziałem im raz, że wkrótce chciałbym skończyć
Ale oni nie chcieli nawet o tym słyszeć
Powiedzieli, że dla nich się pracuje do końca
A czy koniec będzie dobry, to już inna historia
Przez granicę na północy chciałem uciec potem
Lecz wcześniej powiedzieli, żebym ja o tym nie myślał
Jeszcze jakiś czas później nie mogłem spać po nocach
Sztywny ze strachu, czytają w moich myślach
Jestem tutaj, się wykańczam, ale nigdy nie wrócę
Z dwojga złego wolę przemierzać ulice
Nie swoim samochodem, z miejsca na miejsce
O pierwszej w nocy w tym obcym mieście
Przecież zawsze, zawsze byłem bardzo pracowity
I ja chciałem tylko tutaj szybko zarobić na życie
Każdy pragnie żyć godnie
Każdy pragnie żyć wygodnie
Przecież zawsze, zawsze byłem bardzo pracowity
Chciałem tutaj szybko zarobić na życie
Przecież każdy pragnie żyć godnie
Każdy pragnie żyć wygodnie
Przecież zawsze, zawsze byłem bardzo pracowity
Chciałem tutaj tylko zarobić na życie
Przecież każdy pragnie żyć godnie
Każdy pragnie żyć wygodnie
6. BAGDAD
Witaj żołnierzu, jestem twoim karabinem
Jesteśmy to po ty, by działać obaj razem
Szalony fanatyk we krwi po szyję
Zniszcz go, zanim on cię zabije
Umowy naszych władców, tracą zyski
Musimy to zrobić w imię korzyści
Jesteśmy aktorami wielkiego spektaklu
Peter Arnett nadaje z Bagdadu
Hej ty żołnierzu, nie zapomnij o mnie
Jeśli wrócisz do domu, kiedykolwiek
A teraz szykujcie się do wielkich czynów
Matki, szykujcie na wojnę swoich synów
I pamiętaj, Bóg zawsze jest z nami
Tak jest teraz, tak i przed wiekami
On ci pomoże, walcz w imię Boże
Giń w imię Boże!
Ta wojna nie jest dla wolności
To wojna dla korzyści!
Ta wojna nie jest dla wolności
To wojna dla korzyści!
Ta wojna nie jest dla wolności
To wojna dla korzyści!
Ta wojna nie jest Boża!
To wojna o ropę blisko morza
Hej ty żołnierzu, nie zapomnij o mnie
Jeśli wrócisz do domu, kiedykolwiek
A teraz szykujcie się do wielkich czynów
Matki, szykujcie na wojnę swoich synów
I pamiętaj, Bóg zawsze jest z nami
Tak jest teraz, tak i przed wiekami
On ci pomoże, walcz w imię Boże
Giń w imię Boże!
Hej ty żołnierzu, nie zapomnij o mnie
Jeśli wrócisz do domu, kiedykolwiek
A teraz szykujcie się do wielkich czynów
Giń w imię Boże!
I pamiętaj, Bóg zawsze jest z nami
Tak jest teraz, tak i przed wiekami
On ci pomoże, walcz w imię Boże
Giń w imię Boże!
I teraz nie wiesz, że chciałbyś do domu
Nawet przez chwilę, tak po kryjomu
Gdy cię filmują, to się uśmiechaj
Pamiętaj, jesteś po stronie słusznej
Słuszna strona zwycięstwo ma za sobą
Twoich wrogów na stracenie wiodą
Największe przedstawienie XX wieku
Peter Arnett nadaje z Bagdadu
Ta wojna nie jest dla wolności
To wojna dla korzyści!
Ta wojna nie jest dla wolności
To wojna dla korzyści!
Ta wojna nie jest dla wolności
To wojna dla korzyści!
Hej ty żołnierzu, nie zapomnij o mnie
Jeśli wrócisz do domu, kiedykolwiek
A teraz szykujcie się do wielkich czynów
Matki, szykujcie na wojnę swoich synów
I pamiętaj, Bóg zawsze jest z nami
Tak jest teraz, tak i przed wiekami
On ci pomoże, walcz w imię Boże
Giń w imię Boże!
Giń w imię Boże!
On ci pomoże, walcz w imię Boże
Giń w imię Boże!
On ci pomoże, walcz w imię Boże
Giń w imię Boże!
On ci pomoże, walcz w imię Boże
Giń w imię Boże!
Bóg zawsze jest z nami
Tak jest teraz, tak i przed wiekami
On ci pomoże, walcz w imię Boże
Giń w imię Boże!
Giń w imię Boże!
7. SPALAM SIĘ
Znów w mojej klasie uczysz języka angielskiego
I gdy idziesz korytarzem, chłopaki w milczeniu
Oni patrzą za tobą, lecz nigdy tobie w oczy
Oprócz mnie jednego - najbardziej nagrzanego
Spalam się
Dla ciebie spalam się
Spalam się
Dla ciebie spalam się
I nie zapomnę tego dnia, gdy widziałem cię w Sopocie
Było dosyć chłodno, ja od razu się spociłem
I chociaż gdzieś słyszałem, to nieprawda jak sądzę
Że oddajesz się angielskim turystom za pieniądze
Spalam się
Dla ciebie spalam się
Spalam się
Dla ciebie spalam się
I rozmawiałem o tobie z moim najlepszym kolegą
Że pojechać bym chciał z tobą do Hio de Janeiro
Okazało, że dzieje się to z wszystkimi chłopcami
My bierzemy cię w wannach albo pod kołdrami
Czy ty wiesz o czym ja mówię?
Z zamkniętymi oczami
Spalam się
Dla ciebie spalam się
Ty w mojej klasie uczysz języka angielskiego
I gdy idziesz korytarzem, chłopaki w milczeniu
Oni patrzą za tobą, lecz nigdy tobie w oczy
Oprócz mnie jednego - najbardziej nagrzanego
Spalam się
Dla ciebie spalam się
Spalam się
Dla ciebie spalam się
Ja spalam się
Dla ciebie spalam się
Ja spalam się
Dla ciebie spalam się
Jaaa spalam się
Dla ciebie, dla ciebie spalam się
Dla ciebie, dla ciebie spalam się
Dla ciebie, dla ciebie spalam się
Jaaaa spalam się
Dla ciebie, ciebie, ciebie, ciebie, ciebie, ciebie spalam się
Dla ciebie, dla ciebie spalam się
Dla ciebie, ciebie, ciebie, ciebie, ciebie, ciebie spalam się
Jaaaa...
8. ŚWIADOMOŚĆ
Powiedz co to znaczy, gdy ktoś myśli inaczej
I gdy mówi inaczej. Czy to ci nie przeszkadza?
Świadomość twoja, jaka jest w tobie
Silna i pewna, ale nie na przeszkodzie
O tym co tu widzisz możesz myśleć jak chcesz
Podoba ci się to, czy ci podoba się? Nie!
Kreujesz rzeczywistość na swoje żądanie
Lecz uważaj, niech niewolą innym się nie stanie
Ludzie są wolnymi, to słychać wkoło
A co to za hasło? To jest oszustwo
W imię tej idei co pewien czas ponury
Ruszają na podboje armie kute w zbroje
A ludzie są wolnymi, znów słychać wkoło
Co to za hasło? To jest oszustwo
Niesione na sztandarach, niesione przez armie
Cała Ziemia, ludzie cierpią potwornie
Miej świadomość
Przecież robisz co chcesz
Miej świadomość
Czy dobrze chcesz
Miej świadomość
Możesz robić co chcesz
Miej świadomość
Czy tego bez krzywdy chcesz
Zobacz co się dzieje bracie tutaj dookoła
Nie zakrywaj bracie swoich oczu rękoma
Prawda jest taka: tłumy często chcą krwi
W imię miłości, pokoju i wolności
Piękne krainy obrócone w ruiny
Krew naszych dzieci - to ich są czyny
Historia tego świata pełna nienawiści
Kreowanej przez zasadę korzyści
Ludzie są wolnymi, to słychać wkoło
A co to za słowo? To jest oszustwo!
Politycy, politycy na górach grzechu
Podają sobie ręce w fałszywym uśmiechu
Rozkaz is rozkaz. W imię wolności
Inwazja na uczucia miłości
Buty wojskowe depczą kwiaty
Po drogach suną czołgi, armaty
Jedna rewolucja niszczy drugą rewolucję
Zrozum - to tylko walka instytucji
W imię tej walki co pewien czas ponury
Ruszają na podboje armie kute w zbroje
Tysiące lat temu zaczęło się oszustwo
Wielu uwierzyło i się zaprzedało
A świadomość twoja niech będzie w tobie
Silna i pewna, nie oparta na krzywdzie
Miej świadomość
Możesz robisz co chcesz
Miej świadomość
Czy dobrze chcesz
Miej świadomość
Możesz robić co chcesz
Miej świadomość
Bez krzywdy chcesz
Miej świadomość
Przecież robisz co chcesz
Miej świadomość
Czy dobrze chcesz
Miej świadomość
Możesz robić co chcesz
Miej świadomość
Bez krzywdy chcesz
9. OBLĘŻENIE
To długie oblężenie
To długie oblężenie
Zamienia miasto w więzienie
Włóżmy go do cysterny
Nie mówi tego, co chcemy
Trzydziesty ósmy proroka Jeremiasza
O braku wiary króla Sedekiasza
Otoczeni przez Babilon w śmiertelnej pułapce
Knują intrygi zdradzieckie
Jest coraz gorzej i będzie jeszcze gorzej
Wasza nadzieja - ona znikąd pochodzi
Ustami proroka Jahwe mówi, co czynić
Bronić, nie bronić, wyjść i się poddać
Oblężenie
To długie oblężenie
Zamienia miasto w więzienie
Zamienia miasto w więzienie
A Jeruzalem spłonie
Spłonie za grzechy swoje
Lecz nie martw się i tak
Wrócisz tu za siedemdziesiąt lat
Królu, ty się pytasz? Ja mówię, więc słuchaj
Słuchaj prawdy o przyszłości waszej
Wyjdźcie naprzeciwko Nebuchadnezara
A wtedy na pewno ominie was kara
Lecz jeśli tylko przeciw niemu oręż uniesiecie
Spadnie na was krew waszych kobiet i dzieci
Królu, ty się pytasz? Więc słuchaj
Słuchaj prawdy o przyszłości waszej
Oblężenie
To długie oblężenie
Zamienia miasto w więzienie
Zamienia miasto w więzienie
Włóżmy go do cysterny
Nie mówi tego, co chcemy
A Jeruzalem spłonie
Spłonie za grzechy swoje
Lecz nie martw się i tak
Wrócisz tu za siedemdziesiąt lat
10. JESZCZE POLSKA...
Popatrz...
Popatrz dookoła, ile brudu na ulicy
Jacy ludzie są zniszczeni, jacy oni umęczeni
A nocami pod domami stoją brudne prostytutki
Boję chodzić się po nocy, tyle teraz jest przemocy
Te kobiety, co pracują dni i noce po fabrykach
Ci mężczyźni, którzy topią swoją rozpacz w tanich winach
Nie widzący ładnych rzeczy, dla nich nie ma ładnych rzeczy
Popatrz, popatrz dookoła i nie staraj się zaprzeczyć
Te parkingi hotelowe z żebrzącymi dzieciakami
Szczęściem ich jest umyć auto z niemieckimi numerami
Taksówkarze w samochodach grają w karty za pieniądze
Wyczekują cale życie na swojego dobroczyńcę
Te widoki nienormalne dla nas przecież są normalne
Już jesteśmy nienormalni
Coście skurwysyny uczynili z ta krainą
Pomieszanie katolika z manią postkomunistyczną
Ci modlący się co rano i chodzący do kościoła
Chętnie by zabili ciebie tylko za kształt twego nosa
Już ruszyły wody z góry do jeziora zatrutego
Do jeziora nienawiści, domu smoka pradawnego
W każdym jednym towarzystwie tylko mowa o pieniądzach
Przedsiębiorcy się bogacą, ale coraz brudniej w kiblach
Na ulicy pod pałacem smród handlarzy się unosi
Piją. plują i rzygają i sprzedają w międzyczasie
Na plandekach i gazetach leży ścierwo zabrudzone
A na stołach czekolada razem z piwem przywieziona
Te kobiety, co pracują aż po dwunastą godzinę
Aby kupić trochę chleba i wyżywić swa rodzinę
To początek końca
Coście skurwysyny uczynili z ta krainą
Gdzie te tłumy brudnoszare idą latem, wiosną, zimą
I mijają samochody z wytłuczonymi szybami
I nie patrzą na żebrzących z wyciągniętymi rękami
Te kobiety co wracają po katordze swej do domu
Włosy kurzem posklejane, czeka na nie pani w domu
Hej to jedzie twój autobus i czerwony jego kolor
A ty mówisz był czerwony, teraz tylko smród i odór
Czemu w lecie tutaj w tłumie wszyscy strasznie śmierdzą potem
I nie myśleć chcą samemu, maja już gotowe zwroty
Na ulicy i w mieszkaniach koktajl księdza z przewodnikiem
Kto nie cierpiał za komuny, teraz jest po prostu nikim
O czym chciał powiedzieć pisarz, pyta pani od polskiego
Chciał pokazać nierówności kapitalizmu wczesnego
To bogaci i biedni, bogaci i biedni, bogaci i biedni
Coście skurwysyny uczynili z ta kraina
Czas idzie, od wieków płynie i nie zatrzymasz go siła
Głupia duma narodowa i kompleksy od stuleci
Brudne twarze z wąsikami, ci agresywni frustraci
Te kobiety umęczone, kiedy noc na niebie świeci
Stoją jeszcze na swych nogach, piorą rzeczy swoich dzieci
Starszy człowiek w barze mlecznym je kartofle z ogórkami
Cale życie tyrał w hucie a do huty dokładali
Cala jego ciężka praca, wszystko było chuja warte
Gdyby leżał cale życie, mniejszą czyniłby on stratę
W starej części tego miasta proszą chorzy o jałmużnę
Gdy już maja ile trzeba, to kupują heroinę
A nocami pod domami okradane samochody
Boję chodzić się po nocy, tyle teraz jest przemocy
To przepowiedziane, przepowiedziane, przepowiedziane
Popatrz dookoła, ile brudu na ulicy
Jacy ludzie są zniszczeni, jacy oni umęczeni
W samochodach przy chodnikach z lustrzanymi okularami
Siedzą groźni i ponurzy z gazowymi naganami
Tu złodzieje okradają wszystkich, którzy się ruszają
I nie myślą o policji, bo ci teraz spowiedź maja
Czasy rodzą się na nowo o pięćdziesiąt lat za późno
Eksperyment wykonany, lecz niestety nie udany
A wiec powrót do przeszłości, chwytać to, co już uciekło
I wymyślić sobie niebo, i wymyślić innym piekło
Popatrz na ulice jaka rzeka naprzód płynie
W samochodzie przy chodniku zapłacono już dziewczynie
Dzień już ma się ku końcowi, noc zakryje wszystkie brudy
Widać będzie mniej wszystkiego, tylko bicie leżącego
Już umiera ta kraina, tego nikt już nie powstrzyma
Już umiera ta kraina
Już umiera ta kraina, tego nikt już nie powstrzyma
Już umiera ta kraina
11. DZIEWCZYNY [CIĘŻKA WERSJA]
(See lyrics on track 2)
12. NIE MOGĘ ISTNIEĆ BEZ NARZEKANIA
Dzisiaj to fatalnie się wszystko zaczęło
Wstałem połamany z dnia wczorajszego
Nie ma szkoły, jest niedziela - to myślę sobie
Że może parę rzeczy dziś zrobię
Śniadanie w restauracji? He, nie mam pieniędzy
Poniekąd nasza rodzina żyje w nędzy
To wszystko na co nam dzisiaj wystarcza
Rano chleb z masłem i dżemem sprzed miesiąca
Leżę, patrzę w sufit, wspominki ze szkoły
Ci wszyscy nauczyciele plotą pierdoły
Jedyne co pamiętam po tylu latach ich pracy
To, że wojnę wygrali Polacy
Brak Słońca za chmurami, chyba też go nie ma
Dlaczego w tym dniu zawsze taka pogoda?
To jest powód mojego zdenerwowania
Nie mogę istnieć bez narzekania
Wczoraj ktoś powiedział: "Ja ci pomogę.
Skombinuję ci gnata, strzelaj i w drogę!"
To wszystko jednak działo się w pijackim zwidzie
Nic nie pamiętam - więc się nie wstydzę
Imieniny koleżanki ze starszej klasy
Ostatnie co pamiętam to jej czyste włosy
Które chyba umyła pierwszy raz od pół roku
I to, że ciągnęła mnie do swego pokoju
Przedtem jeszcze były zdania podzielone
Po "Dzienniku" na "Pierwszym" - Sylwester Stallone
Na Drugim Programie - mecz międzypaństwowy
Aż to była kłótnia, niespokojne rozmowy
Tak, tak, tak telewizor był włączony
Tylko, że bez dźwięku bo z drugiej strony
Głośno grał magnetofon kasetowy
Potem przestał grać, ktoś go zrzucił na podłogę
Ja i moi rodzice to nasza rodzina
Bogu dzięki, że więcej nas nie ma
Gdyby nas było więcej w tym mieszkaniu małym
To myślę, że byśmy się pozabijali
Teraz gdy siedzę przed telewizorem
Moi rodzice stoją pewnie pod kościołem
Bo kościół mały i nie każdy się zmieści
Ale mają zbudować większy w naszym mieście
Ksiądz, gdy chodził po mieszkaniach z opłatkiem
Prosił właśnie na ten kościół o datki
A potem się zapytał patrząc w oczy mi z bliska:
"Synu, ilu apostołów znasz z imienia i nazwiska?"
Zacząłem wymieniać, lecz znałem tylko czterech
"Gdybyś nie uciekał z katechezy znałbyś wszystkich!"
"Ty uciekasz z religii?" - mama oczy zasłania
Nie mogę istnieć bez narzekania
"Rusz głową!" - mi mówią
A ja nie mogę nawet ruszyć ręką
"Rusz głową!" - mi mówią
A ja nie mogę nawet ruszyć nogą
Boże mój - co za gnój!
Tak więc siedzę znów w fotelu, już się umyłem
Och, jak dawno książki nie czytałem!
Ale słowo pisane do mnie nie przemawia
Bliższy organizm to telewizja
Ciekawy jestem co dziś będzie na obiad
Co by nie było to i tak nie mam wyjścia
Słyszę dźwięk kluczy za mną w przedpokoju
Ha, a więc rodzice wrócili już do domu
Tata się pyta: "Co, dopiero wstałeś?
A właściwie to o której do domu wróciłeś?"
Było po dziesiątej - na szybko mu zmyślam
Przecież mówiłem, że niewiele pamiętam
Mama stoi w kuchni i gotuje zupę
Po co ten wysiłek - ja nie rozumem
Siedzę nic nie mówię, a tata ją pogania
Jest w złym humorze, nie jadł od rana
To już po obiedzie, może wyjdę na powietrze
"Wstań i się ubierz!" Ale mi się nie chce
Ojciec na kanapie już zasnął z gazetą
Mama myje gary pod gorącą wodą
Jutro w szkole od rana warsztaty
Trzeba wstać wcześnie i iść kawał drogi
Ale na warsztatach to przynajmniej jest wesoło
Ostatnio wsadziliśmy komuś palec w imadło
Wpadł nauczyciel i pyta się: "Który?!"
Nikt się nie przyznał, nie jesteśmy głupi
"Za karę zostaniecie jeszcze tutaj dwie godziny
i zreperujecie silnik od mojej Syreny"
Myślę, wykorzystywanie swego stanowiska
To jest... Ale bałem się odezwać
Jestem bezwolny, bez swojego zdania
Nie mogę istnieć bez narzekania
Dzisiaj to fatalnie się wszystko zaczęło
Wstałem połamany z dnia wczorajszego
Nie ma szkoły, jest niedziela - to myślę sobie
Że może parę rzeczy dziś zrobię
Śniadanie w restauracji? Nie, nie mam pieniędzy
Poniekąd nasza rodzina żyje w nędzy
To wszystko na co nam dzisiaj wystarcza
Rano chleb z masłem i dżemem sprzed miesiąca
Leżę, patrzę w sufit, wspominki ze szkoły
Ci wszyscy nauczyciele pieprzą pierdoły
Jedyne co pamiętam po tylu latach ich pracy
To, że wojnę wygrali Polacy
Brak Słońca za chmurami, chyba też go nie ma
Dlaczego w tym dniu zawsze taka pogoda?
To był główny powód początku końca
Znowu niedziela, znowu bez słońca
To już późny wieczór i kończy się niedziela
I właściwie to wstałem tylko trzy razy z fotela
I nagle wymyśliłem, że gdy skończę szkołę
Pojadę do Stanów Zjednoczonych na stałe
Pod gwiaździstym sztandarem serce urasta
Widziałem to na wielu, wielu filmach
I z wolnym czasem można wiele zrobić tam
Być tak White Anglo-saso-protestant
Ale póki co siedzę tutaj, taty nie ma
Mama pierze w łazience słyszę leci woda
A ja siedzę w fotelu tak jak w każdą niedzielę
I patrzę, w telewizji dziś są cztery seriale
Jeszcze trzy godziny i położę się spać
Ojciec wróci na rauszu, mama jeszcze będzie prać
Tutaj nie ma życia dla takiego jak ja
Nie mogę istnieć bez narzekania
"Rusz głową!" - mi mówią
A ja nie mogę nawet ruszyć ręką
"Rusz głową!" - mi mówią
A mi się nie chce nawet ruszyć nogą
Boże mój - co za gnój!
Leżę w łóżku w piżamie i dłubię w nosie
To jedno mi odprężenie przynosi
Cały program w telewizji został obejrzany
Miałem rację - tata wrócił pijany
Zwalił się do łóżka i w ubraniu leży
Ja słyszę, że mama ciągle pierze
W sumie ma z nim życie przechlapane
Ale nic nie mówi tylko wstaje nad ranem
I robi mu śniadania bo on przecież pracuje
I chyba myśli, że nas wszystkich utrzymuje
Ale w domu mamie nie pomoże w niczym
Mówi, że po pracy czuje się zmęczony
No, ale mama też pracuje, i myślę sobie
Jak tu będzie wyglądało kiedy ona nic nie zrobi
Ale tata nie dopuszcza do siebie tej myśli
On się martwi co będzie w telewizji
Ja pamiętam, byłem młodszy, to bawili się do rana
Na wesołych przyjęciach u wujka Stefana
Ale odkąd wujek Stefan umarł na raka
Siedzenie w domu to ich główna rozrywka
A ja leżę w łóżku i myślę co robić
By się z letargu w końcu wydobyć
Przyczepiłem się dlatego do pomysłu wyjazdu
Bo tak zrobił mój sąsiad, ale on był po wojsku
Szkoła zawodowa twoim drugim domem
I nie wiem gdzie bezbarwnie - w domu czy w szkole?
Ale czasem trafi się dzień odmienny
To wtedy gdy idziemy z kuzynami na wagary
Strach mnie bierze gdy pomyślę, życie mam tak spędzić
Jak ci ludzie w tym mieście, w tym mieście, którędy
Tylko dwa pociągi przejeżdżają w ciągu dnia
Nie mogę istnieć bez narzekania
"Rusz głową!" - mi mówią
A ja nie mogę nawet ruszyć ręką
"Rusz głową!" - mi mówią
A mi się nie chce nawet ruszyć nogą
"Rusz głową!" - mi mówią
A mi się nie chce nawet ruszyć ręką
"Rusz głową!" - mi mówią
Nie mogę istnieć bez narzekania
13. SPALAM SIĘ [DŁUGA WERSJA]
(See lyrics on track 7)
Lyrics geaddet von czeski21 - Bearbeite die Lyrics