Kazik : Melassa
Les paroles
1. AEROPLANE INTRO
(Instrumental)
2. MELASSA
(No lyrics available)
3. JEŚLI NIE CHCESZ
Tak, tak, tak, każden jeden otaczany
System każde życie chciałby włożyć w swoje ramy
Nieustanna opresja w każdym rytu aspekcie
Stała obserwacja przy każdym obiekcie
Egzekucja każdej sfery życia człowieka wolnego
Prowadzi do stworzenia niewolnika posłusznego
Nagrodą dla którego są chleb i igrzyska
Aparat systemu humorem tryska
Idea bycia wolnym cała pełna ograniczeń
Tworzona wobec ciebie cała długa lista życzeń
Nakazów, zakazów, wszelakich powinności
Prawo decyzji to sobie tak rości
Tworzy pędy zależności dużej i małej
Zabijana indywidualność w rzeczy samej
Idealna postawa jest słaba i chwiejna
Sytuacja nie jest jednak zupełnie beznadziejna
Jeśli nie chcesz wojska – tedy tam nie idź
Jeśli nie chcesz być posłuszny – staraj się nie być
Jeśli nie chcesz religii – wtedy nie chciej jej mieć
Jeśli nie chcesz być ślepy – naucz się widzieć
Jeśli nie chcesz wybierać – wtedy tam nie chodź
Jeśli nie chcesz polityki – sam prawdy dochodź
Jeśli nie chcesz być pod batem – jakoś się hartuj
Jeśli nie chcesz się ścigać – wtedy nie startuj
Rok za rokiem rozwiązania systemowe
Zarastają paraliżem aktywności nowe
Czego dobrze nie znają to jest podejrzane
A więc ciągła asekuracja na wszelki wypadek
Potem sytuacja pełna mega sprzeczności
Nie spełniają wobec ciebie podstawowych powinności
Zbrodnia to nie zbrodnia kiedy nie jest ukarana
Ta kurwa taka głupia jest czy taka cwana?
Mnoży się urzędników bezustannie populacja
W sporach z nimi nie stoi po twojej stronie racja
Otłuszczona kasta na twojej pracy pasożytuje
Co się da zagarniając udaje, że pracuje
Dla ciebie i dla mnie, to łatwo zobaczyć
Gdzie się który odezwie to będzie jednak znaczyć
Że możliwa na szczęście jest wersja kolejna
Sytuacja nie jest jednak zupełnie beznadziejna
Jeśli nie chcesz wojska – tedy tam nie idź
Jeśli nie chcesz być posłuszny – staraj się nie być
Jeśli nie chcesz religii – wtedy nie chciej jej mieć
Jeśli nie chcesz być ślepy – naucz się widzieć
Jeśli nie chcesz wybierać – wtedy tam nie chodź
Jeśli nie chcesz polityki – sam prawdy dochodź
Jeśli nie chcesz być pod batem – jakoś się hartuj
Jeśli nie chcesz się ścigać – wtedy nie startuj
Tak, tak, tak, system skrytej agresji
Poddaje wszystkich bez wyjątku swoistej impresji
Podobnymi narzędziami konstruowanej
Raz za razem na każdym testowanej
Dla zmylenia przeciwnika wymieniają nadbudowę
Co jakiś czas instrumenty są gotowe
To sprawia, że to wszystko może wydać się różne
To może być poprzeczne, a tamto podłużne
To pomyłka typowa, to jest jedno i to samo
Dwa lub trzy oblicza takiego samego programu
Może cztery albo pięć, to zależy co, gdzie, kiedy
Nowotwór ma zawsze takie same potrzeby
Mogą być jeszcze większe, mniejsze być już nie mogą
System się posuwa jednokierunkową drogą
I zawrócić nie potrafi, poza tym jest za duży
W interesie to nie jego kiedy sam on sobie służy
Jeśli chcesz odpocząć – pojedź nad morze
Jeśli chcesz zobaczyć – patrzaj w kolorze
Jeśli chcesz się zmienić – wymień nazwisko
Jeśli chcesz być pod wodą – kup se peryskop
Jeśli chcesz pomyśleć – to zacznij wreszcie
Jeśli chcesz samotności – nie szukaj jej w mieście
Jeśli chcesz mieć kaca przy końcu swego życia
Rób co ci każą i nie wychodź z ukrycia
4. KOMANDOR TARKIN
Podobno pochodził z niedalekiej gminy
Pokrewnej klimatem Krainie Wiecznej Zimy
Na tyle na ile można by określić
Jakieś jego konkretne pochodzenie
Podobno kiedyś działał razem z Boba Fett
Potem ich drogi rozdzieliły się
Jeden zrobił karierę na niwie państwowej
Drugi stał się łowcą nagród jedynie
Można było się spodziewać, że to pan, Komandorze
Tarkin to zrobił, hare hare
Można było się spodziewać, że to pana, Komandorze
Tarkin to dzieło
Od kogo dostał to wysokie stanowisko
I czy w ogóle uczciwe jest to wszystko
Polityka to tarzanie się w błocie
I każdy się musi ubrudzić
Tak się toczą losy nie zbadanie
Nie wiesz nim się stanie, co się komu stanie
Tylko tyle i aż tyle nam wiedzieć jest dane
Niekiedy tylko coś więcej powiedziane
Można się było spodziewać, że to pan, Komandorze
Tarkin, hare hare
Można było się spodziewać, że to pana, Komandorze
Tarkin to dzieło
Na wysokim stanowisku czyny są nie te
Możesz rozpierdolić nawet całą planetę
I nikt złego słowa nie piśnie
Nawet przed obliczem senatu
Gdzie tedy idą podatników pieniądze
Urzędowa grabież najbardziej jest nęcąca
I kto się dowie, że Jabbowie, ci bandyci
Pod stołem finansują by zostawić ich w spokoju
Można było się spodziewać, że to pan, Komandorze
Tarkin to zrobił, hare hare
Można było się spodziewać, że to pana, Komandorze
Tarkin to dzieło
5. CZTERY POKOJE
4 pokoje, 4 pokoje, pokażę wszystko wam dopóki jeszcze mogę stać
4 pokoje, 4 pokoje, pokażę wszystko wam póki jeszcze prosto stoję
Polacy są tak agresywni, a to dlatego, że nie ma słońca
Nieomal przez siedem miesięcy w roku, a lato nie jest gorące
Tylko zimno i pada, zimno i pada na to miejsce w środku Europy
Gdzie ciągle samochody są kradzione, a waluta to polski złoty
Samochody to nie Ruscy kradną tylko robią to właśnie Polacy
Policja znajduje jeden na sto, natomiast dużą część owoców pracy
Pożera aparat administracyjno-urzędniczy
Socjalizm totalitarny zmienił się w koncesyjno-etatystyczny
To dziś jest dzień, ostatni dzień, haha
Zarazem pierwszy dzień reszty życia twojego
4 pokoje, 4 pokoje, pokażę wszystko wam dopóki jeszcze mogę stać
4 pokoje, 4 pokoje, pokażę wszystko wam póki jeszcze prosto stoję
Biurokracja od czasu upadku komuny rozrosła się trzykrotnie
Z tą różnicą, że zamiast jednej stanowiska obsadzają cztery partie
Pieniądze zasadniczo to samo w ramach jednego modelu, tak
Władza, korupcja i kłamstwa prowadzą najlepiej do celu
A różnica, że jedni mówią, że PRL była „cool” – a drudzy, że nie
I że jedni mówią, że pewno Boga nie ma – a drudzy mówią, że jest
Ale zasadniczo to jest jedna formacja nad wyraz pasożytnicza
Takie dwie strony jednej chorągiewki tak tutaj zazwyczaj naliczam
4 pokoje, 4 pokoje, pokażę wszystko wam dopóki jeszcze mogę stać
4 pokoje, 4 pokoje, pokażę wszystko wam póki jeszcze prosto stoję
To dziś jest noc, haha, ostatnia noc
Zarazem pierwsza noc reszty życia mojego
4 pokoje, 4 pokoje, pokażę wszystko wam dopóki jeszcze mogę stać
4 pokoje, 4 pokoje, pokażę wszystko wam póki jeszcze prosto stoję
Na przykład w cenie benzyny 70% to podatek
Na utrzymanie tej hydry nienasyconej, ich dzieci, żon i matek
I właściwie kto wódki nie pije ten jest wywrotowcem, tak
Świadomie uszczuplającym dochody państwa – bezideowcem
Przez 7 lat zbudowano w Polsce 19 kilometrów autostrady
Los Angeles ma około 20, a Warszawa ponad 700 radnych
Polacy mają depresję totalną, dlatego, że nie ma słońca
Przez 7 miesięcy w roku, a lato bywa czasem nie gorące
4 pokoje, 4 pokoje, pokażę wszystko wam dopóki jeszcze mogę stać
4 pokoje, 4 pokoje, pokażę wszystko wam póki jeszcze prosto stoję
Polscy piłkarze nie strzelili od kilkuset minut gola
To stan na kwiecień 2000 i zakończona moja rola
To była bardzo gruba Lola, pozdrowienia dla pana Konopki
I jego wspólnika Gawdzika, o losie słodki...
6. MARS NAPADA
Hej, hej – Mars napada
Dookoła ludzi gromada
Hej, hej – Mars atakuje
Żadnej litości nie czuje
Hej, hej – Mars napada
Owoce pracy naszej zjada
Hej, hej – ludkowie biedni
Kolejny zlew powszedni
Nad Bałtykiem rozpostarli swoje skrzydła ludzie z Marsa
Atakować w taki sposób to jest jedna wielka farsa
Motłoch gapi się zdziwiony, nowej szuka podniety
Cywilizacyja wroga z innej planety
W Gdyni zbiera się pospiesznie sztab kryzysowy
Albo anty, ryba psuje się od głowy
A każdy z prawem tutaj jest na bakier
John Malkovich jak grał Ruska to mówił „madier fakier”
Inwazja planetarna do plaży się zbliża
W tym czasie w sztabie w Gdyni jeden drugim ubliżał
Co to był za film, co na nim wciąż się ruchali?
Tu za heroinę, panie, ludzie wszystko by oddali
Wszystkie deski obsikane, wszystkie kible osrane
Jaki piękny jest nasz port, gdy się go widzi nad ranem
Wszystko poukładane, dużo dobrej roboty
Do portu się zbliżają z Marsa istoty
Hej, hej – Mars napada
Dookoła ludzi gromada
Hej, hej – Mars atakuje
Żadnej litości nie czuje
Hej, hej – alarm dla Wybrzeża
Zagrożenie się rozszerza
Hej, hej – alarm dla Trójmiasta
Ina different stylee, rubadub rasta
W tym całym bałaganie jedno wiem na pewno
Jesteś moją królewną
Do Bydgoszczy zbliża flota się totalnie uzbrojona
Popularny pięściarz, jego twarz jakaś znajoma
Dwóch rywali pokonał na potańcówce w „Mózgu”
I boi się mafii, chyba trafił na Rusków
Dzięki słusznym decyzjom nie ma śladów paniki
Stan wyjątkowy – zawsze smaczny i zdrowy
Podobno jeszcze broni się Gdańsk Orunia
Agresorzy mają rzut beretem już do Torunia
Czy to że, grasz na gitarze uszczęśliwia innych ludzi?
Czy ma sens, że się trudzisz? Weź, nie pierdol, to mnie nudzi!
Radio Marii nadaje, chociaż pod bombardowaniem
Toruń ma już status twierdzy na obrony zawołanie
Z Marsa generałowie pokazują ważne cele
Przerażony lud szuka nadziei w kościele
Nie wiedzą biedacy, że nie pójdą już do pracy
Wszyscy Polacy na jednej leżą tacy
Hej, hej – Mars napada
Przerażonej tłuszczy gromada
Hej, hej – Mars atakuje
Jak kochanie się czujesz?
Hej, hej – Mars napada
Lada traktor, traktor Lada
Hej, hej – Mars atakuje
Na prostych ludzi poluje
A w tym całym burdelu jedno wiem na pewno
Jesteś moją królewną zwiewną
To Warszawa winna przyjąć stały ciężar ataku
Bo jednostki doborowe i kompanie honorowe
Prezydent nie uciekł do Rumunii jak kiedyś
Postawmy tamę coraz to nowym obszarom biedy
Ninja rocksteady, mówią, że jestem Żydem
Ale wiary mało we mnie, nie jestem chasydem
Stadion „Legii” wycelował jupitery w obce statki
Tezkej Pokondr, wypuśćcie Krakena z klatki
Uciekając z Sejmu posłowie pogubili notatki
Teraz wszyscy się dowiedzą jakie miały być podatki
A ile nakradliśta, lecz co począć z taką wiedzą
Kiedy okupanci z Marsa już nam na plecach siedzą?
Jeden koleś, co w Londynie od kilku lat żyje
Twierdzi, że w akademykach najlepiej się pije
Zachodnia flota – Śląsk, wschodnia – na Kraków
Kraków – dawna stolica Polaków
Hej, hej – Mars napada
Dookoła ludzi gromada
Hej, hej – Mars atakuje
Żadnej litości nie czuje
Hej, hej- napada Mars
Płonie ziemia skąd Sawa i Wars
Hej, hej – u wrót stoi głód
Nie rzucim ziemi skąd nasz ród!
W tym całym bałaganie jedno wiem na pewno
Ty jesteś moją królewną
Moje włosy dęba stają, oczy nie dowierzają
Oni mają pusto we łbach, za babami latają
Powiedz proszę, jak poeta ukochał swą ojczyznę
We Francji popracuję i języka liznę, liznę
Najpierw dobrobyt a potem demokracja
Akcja na wakacjach, kolejna męki stacja
W Katowicach ruch oporu z najeźdźcą walczy
Wojewoda Ziętek z nieba na wszystko patrzy
Nad Krakowem, dla odmiany, małe grupki powstańców
Proszę nie wypuszczać psów bez kagańców!
Lokalnymi potyczkami związały siły wroga
Wszędzie ruchawka, zniszczenia i pożoga
Militarystyczne siły Marsa z pewnej oddali
Przesuwają się na zachód, Wisła się pali!!!
Gruszkę można walić takoż pod obraz i z pamięci
Choć już płonął, to krzyczał: „A jednak się kręci!”
A jednak się kręci Słońce dookoła Ziemi
Zaświadczą o tym księża palcami swemi
Hitler powtarzał też, że nie chce wojny wcale
Czemu ciągle do mnie mówisz per „Ty, pedale”?
Wojenna armada na Wrocław się kieruje
Może Pan Bóg się nad nimi ulituje?
Może nas uratuje? To już zamknięcie matni
Wrocław od zawsze poddaje się ostatni!
Temu, czy temu
Zrób to samemu
I ja też tu byłam
Sama sobie zrobiłam
Hej, hej – Mars nadada
Przerażona ludzi gromada
Hej, hej – Mars atakuje
A teraz mi powiedz, jak się czujesz?
Bo na tych gruzach powiem Tobie jedno
Jesteś moją królewną
7. MILIARDERZY
(No lyrics available)
8. GDYBYM WIEDZIAŁ TO CO WIEM
Co u Ciebie nowego? Tyle lat cię nie widziałem
Kiedy to ostatni raz, nawet nie zapamiętałem
Dokąd jechał ten pociąg, którym jechać miałeś?
Wsiadłeś wtedy w ogóle? Czy na peronie stałeś?
Jakie słowa i myśli były z nami w tej chwili?
O czym żeśmy gadali i w co żeśmy wierzyli?
Wszystko mi się miesza
Obraz, obraz przykrywa
Weź, mi proszę przypomnij
Właściwie jak się nazywasz coś raz miałem i nie mam
Z resztą trudno to powiedzieć
Co to było? Lecz chyba było warto to mieć?
Wtedy życie było mocne, szybkość też niczego sobie
Nie sądziłem, że Cię spotkam jeszcze kiedyś, bowiem
Na rozstaju każdy jeden wtedy poszedł w swoją stronę
Drogami, które bardziej od siebie oddalone
Opowiadaj szybko, niewiele czasu mam mój kolego
Naprawdę tyle lat. Co u ciebie nowego?
Kiedy zrozumiałem jak ważny jest każdy dzień
Okazało się, że już coraz dłuższy rzucam cień
Kiedy zrozumiałem jak ważny jest każdy krok
Zobaczyłem siebie gdy ledwie zaczął się film
Gdy odgarnąć mogłem wreszcie co ważne tutaj jest
Mocniej serce mi zabiło, coś się otworzyło
Świat odmienny się stał inny wymiar już miał
Gdybym umiał cofnąć się
Kiedy nauczyłem się jak te torby swe nieść
Zrozumiałem, że tak nie ma aby obie prawdy mieć
Tylko tyle i aż tyle nauczyłem się tu
Życie dając jednocześnie też odbiera każdemu
Kiedy zrozumiałem jak ważny jest każdy dzień
Coraz dłuższy za mną cień, z każdym dniem dłuższy cień
Kiedy zrozumiałem jak ważny jest każdy dzień
Gdybym wiedział to co wiem
Gdybym wiedział to co wiem
Gdybym wiedział to co wiem
Gdybym wiedział to co wiem
Gdybym wiedział to co wiem
Gdybym wiedział to co wiem
9. JA TU JESZCZE WRÓCĘ
Ja tu jeszcze wrócę – nie zostawię tego
Ja tu jeszcze wrócę – bałaganu totalnego
Ja tu jeszcze wrócę – zawsze kończę, gdy zacznę
W przeciwnym wypadku spokojnie nie zasnę
Ja tu jeszcze wrócę – i wiem to na pewno
Obaj zrobiliśmy partaninę haniebną
I nie wiem jak ty, ale ja się nie godzę
Tyle śladów zostawiliśmy na podłodze
I jeśli nie wrócimy, to łatwo nas namierzą
Nie mieszajmy pomysłowości z kradzieżą
Mamy jeszcze niedzielę i musisz to wiedzieć
Na Witosa, nie będziem przeca ciągle siedzieć
Mówiłem ci Lucek, ja tu jeszcze wrócę
Wszystko pochytam i wszystkiego się nauczę
Mówiłem ci Lucek, ja tu jeszcze wrócę
Moi chłopcy jakoś nie chcą jeść twoich sznitek
Jaki z dzisiejszej nocy może być pożytek
Że czekałem, jak ten kretyn do szóstej nad ranem
A walki bokserskie są ustawiane
I wiem, że teraz rządzi się to tym porządkiem
No proszę cię Lucek, nie bądź wyjątkiem!
I jeszcze jedno, teraz się zdziwisz
Ja lubię ciebie dużo bardziej niż myślisz
Mówiłem ci Lucek, ja tu jeszcze wrócę
Wszystko pochytam, wszystkiego się nauczę
Mówiłem ci Lucek, ja tu jeszcze wrócę
Mówiłem ci Lucek, ja tu jeszcze wrócę
Wszystko pochytam, wszystkiego się nauczę
Mówiłem ci Lucek, ja tu jeszcze wrócę
Ja tu jeszcze wrócę – nie zostawię tego
Ja tu jeszcze wrócę – bałaganu totalnego
Ja tu jeszcze wrócę – zawsze kończę, gdy zacznę
W przeciwnym wypadku spokojnie nie zasnę
Że świrem dla mnie jesteś, ja mówiłem wiele razy
Wiesz o co mi chodzi, no i bez obrazy!
W końcu raz mnie posłuchaj, a sam przestań gadać
Czy wracasz tam ze mną, musimy se pomagać
Bo jeśli powiesz nie, to idę sam
I w dupie całą naszą umowę mam
Jak chcesz tak to zostawić to twoja sprawa
Ty mnie narażać nie masz prawa!
Wszystko co trzeba było, jest już pochytane
Blanty po nocach i browary nad ranem
Głupotą by było tak to zostawić
Jeszcze można wszystko spokojnie poprawić
Bo dopiero w poniedziałek może się zorientują
Do poniedziałku gówno ich to interesuje
A ja stamtąd wychodząc już wiedziałem o tym
Ja tu jeszcze wrócę!
Mówiłem ci Lucek, ja tu jeszcze wrócę
Wszystko pochytam i wszystkiego się nauczę
Mówiłem ci Lucek, ja tu jeszcze wrócę
Mówiłem ci Lucek, ja tu jeszcze wrócę
Wszystko pochytam i wszystkiego się nauczę
Mówiłem ci Lucek, ja tu jeszcze wrócę
Mówiłem ci Lucek, ja tu jeszcze wrócę
Wszystko pochytam i wszystkiego się nauczę
Mówiłem ci Lucek, ja tu jeszcze wrócę
10.?DO U REMEMBER?
Gosiu pamiętasz jak w święto zmarłych poszliśmy na cmentarz
Rzuciłem Cię na suchych liści stertę
Prosiłem Cię niech duszę Ci rozerwę
Gosiu, kochanie, na zawsze Twe ubranie mi zostanie
Pamiętam ja te dzikie dwa tygodnie
Do końca dni mojej miłości zbrodnie
Improwizacja...
Gdzie teraz jesteś? Na chłodno bardzo chciałbym znów Cię zetrzeć
W uścisku twym czułem się tak bezpieczny
Chociaż żem starszy ja niczym podopieczny
Gosiu, kochanie, pamiętasz jak szalałem
Co się stanie, trzymałem Cię za Twoje obie dłonie
Wskazałaś mi jak moje serduszko płonie
11. MAZZIEH (AFRICAN IN PARIS)
Mazzieh was a soccer player
Local star of „Julius Berger”
Playing under 23
„Gabros” wanted to buy him
Mazzieh is my brother as well
So we have much younger sister
Our family so poor
Mazzieh’s our hope for sure
One day saw him talent’s hunter
Came to Lagos undercover
Saw my brother playing well
Mazzieh knew that was last bell
There’s no future in Nigeria
Mazzieh started new life period
Gone with him to Nederlanden
With contract to Nec Nijmegen
Pierwszy season wasn’t super
He knew that he can play better
So decided to leave Holland
Dutchmen sold him to Poland
Mazzieh joined „Legia Warszawa”
Scored 10 goals in polish liga
After season to make business
He’s been sold to „Tenerife”
This is summer all the year here
Mazzieh became the best player
But for team no good was season
They lost primera division
But my brother so expensive
With his help we better lived
Now you listen – proud no shame
He joined Paris St.Germain
Mazzieh’s international star
He got big house and brand new car
Took family to Paris
He was one of six stranieris
Now, in first team in attack
With Anelka on his back
After two years of his playing
Mazzieh’s pope of St.Germain
All the Paris loves him madly
Our parents so much proudly
Mazzieh’s girl’s is name Marie
The African in Paris
African in Paris, African in Paris...
12. KOCHAJCIE DZIECI SWOJE
Kochajcie dzieci swoje – wy jesteście im ostoją
Kochajcie dzieci swoje – niech się was nie boją
Kochajcie dzieci swoje – bo nad nimi macie władzę
Kochajcie dzieci swoje – ja z sympatii radzę
Kochajcie dzieci swoje – jesteście dla nich wzorem
Kochajcie dzieci swoje – pierwszych marzeń autorem
Kochajcie dzieci swoje – bowiem miłości waszej
Nie jest w stanie zastąpić nawet najlepsza z maszyn
Ojciec Stalina krótko go trzymał
Napierdalał bez końca, karma boląca
Ojciec Stalina wykonał olbrzyma
Kata milionów, upiora domów
Kochajcie dzieci swoje – niechaj ufne żyją
Kochajcie dzieci swoje – bo wy także ich nadzieją
Kochajcie dzieci swoje – bo jesteście silniejsi
Kochajcie dzieci swoje – bo jesteście mądrzejsi
Kochajcie dzieci swoje – całym światem ich jesteście
Kochajcie dzieci swoje – na ramionach je nieście
Kochajcie dzieci swoje – bo mając miłość w domu
Nie pójdą jej szukać na ulice po kryjomu
Ojciec Hitlera ciągle go napierdzielał
Pasem go ćwiczył, a mały razy liczył
Ojciec Hitlera stworzył führera
Co skończył na grobie idei chorej swojej
Każdy człowiek ma potrzebę kochania
A dziecko człowiekiem po dwakroć!
Boleć potrafi grzech zaniechania
To wszystko jest łatwo tak pojąć
Kochajcie dzieci swoje – to się potem opłaca
Kochajcie dzieci swoje – miłość pomnożona wraca
Kochajcie dzieci swoje – wy tworzycie im wspomnienia
Kochajcie dzieci swoje – uczuć wypełnienia
Kochajcie dzieci swoje – to odpowiedzialna praca
Kochajcie dzieci swoje – ale potem się opłaca
Kochajcie dzieci swoje – to nie jest wszystko jedno
Czy na wasz widok śmieją się czy bledną
Tata i Mama do życia brama
Opoka pierwsza najważniejsza
Tata i Mama do życia brama...
13. WIEK XX
Wiek dwudziesty na finiszu przyprowadza wielkie nędze
Coraz szybciej goni całość może tego ja już nie chcę
Z moim zdaniem jak i z twoim nie za bardzo chcą się liczyć
Nie umiemy wypowiedzieć tego co chcemy policzyć
Każdy minister to gangster – taki efekt jest całości
Każdy gangster to minister – swojej własnej działalności
Słudzy stali się panami i poznali tajemnice
Powiedz szybko jak bezpiecznie wyjść wieczorem na ulicę
Każde serce się przelicza, każdy rozum księgowany
Nie ma rady, nie ma rady, jestem za słaby na zmiany
Nawet sam za bardzo nie potrafię się zmienić
To jest problem i czy mam jego zostawić?
Koronacja w telewizji w każdą estetykę trafia
To pytanie jest poważne – Czy już światem rządzi mafia?
Czy tylko jego częścią, ale mniejszą czy większą
I czy lepszy jest kamuflaż gdy technikę mają lepszą
Bowiem nie ma lepszych źródeł niż publiczne są pieniądze
Który mądry gangster by przepuścił lada taką okazję
Się widownią nie krępuje tylko leci kodem nowym
Polityczno zawodowym, i się, kurwa, czuje zdrowym
Gdy nożyce, które widzę się bez końca rozwierają
To bogactwo daje tempo, biedni z tyłu zostają
Na widowni aplauz taki jakby łaizdreip mat śotk
Czy to ci się nie podoba ale to jedyny podział
Liga Mistrzów, Liga Mistrzów! – kto odpadnie ten zostaje
Nowe charty się ścigają na wybiegu i rodzaje
Tych pościgów bezustannych to zależą od dury
Lecz element nowojorski jest właściwie wszystkim wspólny
To jest etos dominacji i nie będziesz miał wakacji
I przynajmniej przez pięć pierwszych lat nie myśl o prokreacji
Tutaj w firmie tego nie ma, to firmie zawadza
Kokaina sprawia, że energia cię rozsadza
Możesz stanąć w szeregu już gotowy do biegu, hej
Tłumy uczuć rugowane do zasady kupowania
Możesz z domu nie wychodzić, a istotę zamawiania
Zapodajesz Internetem z przeglądarką Microsoftu
Co pieniędzy ma najwięcej, bogatego lotu więcej
Koronacja w telewizji w każdą estetykę trafia
Jednak lepiej jest na żywo lecz nie każdy to potrafi
Zawodowa pracownica laskę miło zrobić może
Po wypłacie już jej nie ma i w jakim chcesz kolorze
Bowiem czas to jest pieniądzem i to ważne przykazanie
Zamiast tamtych dziesięciu niech w pamięci ci zostanie
A może chcemy jeszcze?
Z trzecim czasem w całej stawce można jeszcze się utrzymać
Ale z tyłu za plecami daje czuć się inną postać
Która ci na plecach siedzi i liczy na wypadek
Świat pod rządem mafii pełen wpadek jest i zagadek
Wypasieni konsumenci których każda nowość kręci
Dla nich wszystkie te starania dla nich to się wszystko kręci
Tylko trochę ludności coś tam jeszcze produkuje
Cała reszta tylko usługuje oraz informuje
Wiek dwudziesty na finiszu przyprowadza wielkie nędze
Prędzej, prędzej, prędzej, prędzej, prędzej, prędzej!
Z moim zdaniem jak i z twoim już nie bardzo da się liczyć
Nie umiemy wypowiedzieć tego co chcemy policzyć
Ćyzcilop ymechc oc
14. SZYBY BRUDNE
Zajebane wszystkie szyby brudne
Wszystkie stare kurwy te paskudne
Wielkie są rozmiary mego stresu
A Ty lepiej pilnuj swego interesu
Na dzielnicy znowu w ryj się walą
Pewno znowu coś podpalą
Zaświnione wszystkie studnie nasze
Nasi u Rusków kupują kałasze
Bolą nogi mnie i ręce bolą
Ciągle nowych tu morderców szkolą
Zajebane wszystkie szyby brudne
Wszystkie stare kurwy te paskudne
Das kinder grosse mutter schokolade
Das kinder grosse mutter schokolade
Das kinder grosse mutter schokolade
15. WICUŚ ULEPIŁ GRZYBKI
Poziom korupcji w Polsce się zwiększa
Co robi w moim łóżku ta pani nietutejsza?
Jeszcze wczoraj jej nie znałem, w nocy bardzo ją kochałem
Teraz oczom nie wierzę, ale ze mnie zwierzę
Mam problemy z kobietami bo jestem taki brzydki
Wicuś ulepił grzybki!
Poziom korupcji w Polsce się zwiększa
Co widzę to poranna toaleta niedzisiejsza
Pieniądze jakieś miałem, chyba wszystkie wydałem
Teraz szperam w pamięci, ale pamięć mnie nie nęci
Mam problemy z erekcją bo jestem taki brzydki
Wicuś ulepił grzybki!
Poziom korupcji w Polsce się zwiększa
Jak to było wczoraj to jest tajemnica najgłębsza
Na pewno coś piłem, na pewno coś paliłem
To jest jak z Ioneski, takiej Ionesco groteski
Mam małego penisa i jestem taki brzydki
Wicuś ulepił grzybki!
Poziom korupcji w Polsce się zmniejsza
Katolicka religia jest przecież najliczniejsza
Jest papież Polak i rozumne rządy
Morze szumi, ja wierzę, a ja w Polskę wierzę
Dzisiaj wszyscy sobie razem w szczęściu ręce podamy
Nawzajem sobie serca oddamy
Poziom korupcji w Polsce się zwiększa
Kradniecie na potęgę wy skurwysyny
Stoję i się gapię, telewizor swoje gada
A ta stara ich armada pod wodę się zapada
W miłości i zazdrości jestem taki szybki
Wicuś ulepił grzybki!
Wicuś ulepił grzybki!
Wicuś ulepił grzybki!
I na koniec coś miłego bo herbata grzybowa
Andżelika du bist cool niczym bomba wodorowa
A wszyscy zjedliśmy grzybki!
Wszyscy zjedliśmy grzybki!
Wszyscy zjedliśmy grzybki!
Wszyscy zjedliśmy grzybki
16. CHCEM PIWA CZ. 2
To, że nie mam dresu
Jest powodem wielkiego stresu
Mojego super ego, ale też mojego id
Pod blokiem moim
Każden jeden się stroi
W pięknym stroju wymontowuje radia
Z samochodów...
Ze schodów...
Kurka siwa...
Chcem piwa...
Całe towarzystwo
Wczoraj do mnie przyszło
Nie mówili, ale dali mocno odczuć:
Uniform ma być jeden
Inaczej wpadnę w biedę
Inaczej każdy na mój widok będzie pluć
Pod buty...
Każdej minuty...
Kurka siwa...
Chcem piwa...
W alkoholu niemocnym
Kupionym w sklepie nocnym
Topię swoje problemy, myśli nim zalewam
Na roboty mnie nie biorą
Idą swoją sforą
Już przemysłową ilość w siebie wlewam
Do paszczy...
Do ryja...
Zwija, zrywa...
Chcem piwa....
Dzielnicowy od roku
Ma mnie chyba na oku
Czuję, że próbuje robić mnie kapusiem
Wtedy będzie już finito
Obiecuję ci to
Skończą ze mną jak skończyli z mym tatusiem
Do ziemi...
Dłońmi naszemi...
Zasypywa...
Chcem piwa...
Osiedle z dużej płyty
Co dzień staję jak wryty
Jak tak można pobudować takie gówno
Jak można wyhodować
I potem nie panować
Nad tą zgrają, co ciągnie nosem równo
I pali...
W cynfolii...
Nieżywa...
Chcem piwa...
Wiatr wieje jak chce
Każdy chowa się
Tu przeciągi są jak do katastrof obraz
Nie mam siły, odpadam
Za mną ludzi gromada
Tylko o tym mogę myśleć za razem raz
Tak tu było od zawsze, mniej kolorów może miało
Właściwie jedno i to samo się działo
Ofiary zaściankowej wojny mówią o tym spokojnie
Tylko silnych los obdarza hojnie
Bo jakie liczy się myślenie, czy to jeszcze jest myślenie?
Niestety tylko jedna rzecz jest w cenie
Inne to są jej pochodne, cała reszta jest nieżywa
Ja jedno czego chcę – chcem piwa!!!
Chcem piwa, kurka nieżywa
Chcem piwa, o kurka siwa
Chcem piwa, chcem piwa,
Cchcem piwa, chcem piwa...
Chcem pjiwa...
17. RANDALL I DUCH HOPKIRKA
Dokąd ciągle uciekasz i przed kim się kryjesz?
Czy raczej przed tym, po co tak żyjesz?
Ketor bez woli do domu którego
Się schowasz zbraknie ci Twojego
Uczucia i myśli Twojej ostatniej
Gdzie kryjówka, gdy Ci tego zbraknie
Na ulicy grozę witać
Niech pomyśle, co się obecnie może przydać
W świecie, na pewno jakaś wiara
Co w obiedzie życia smak ustala
Jaki sens jego, bez niego kolego
Nie ma to raczej odcienia różowego
Bo się rodzisz, umierasz i co ponadto?
Nie za wspaniale, a tedy ludzie łakną
Tłumaczenia swego tutaj pobytu
Na różne sposoby
Raz transcendentalne raz usłużne
Jak wiele można sensu takiego
Zagarnąć łapami jednego czy drugiego
Dnia żywota swojego jedynego
Albo nie jedynego
Od opcji zależy
Do której się w danej chwili przynależy
W którą się wierzy
Mocniej, mniej mocniej lub mocniej inaczej
A która znaczy
Trzeba mieć jakiegoś przewodnika
Czy innego drogowskazu albo ratownika
Wpadniesz do jeziora – pływać nie umiesz
To ma za zadanie wypatrzeć cię w tłumie
Innych się kąpiących i na ratunek wyciąga z topieli
Nawet opatrunek zaordynuje, coś na podobieństwo
Nie wiem czy jasno mówię
Ponoć człowieczeństwo tym się różni
Od animalizmu szeroko pojętego
Gdy jestem zły – to szczerzę kły
Gdy jestem dobry – czekam nagrody
Eee... a co to ja chciałem powiedzieć jeszcze
Że w stare spodnie się nie mieszczę
A może trochę jak na to spojrzeć
To chce znak wszędzie może dojrzeć
A inny nie zobaczy
No i który lepszy
A gorszy który
Kultura dla natury to paradoks
I w sobie sprzeczność
Sama, a przecież to niegrzeczność
Tak mój dziadek gadał i się nagadał
Teraz jego wnuk stale niedojada
Czy siwym włosom należy się szacunek
Tylko z powodu wieku
Czy warunek inny być powinien?
Jacy w życiu byli?
Sami pięknie żyli, innym pozwolili?
Jak pan sądzisz?
Parę słów do tego
Uzasadnienia prostego moralnego
Nie komplikacje, powiedzieć swoje zdanie
To czasem nie do wykonania zadanie
Bo mówić, co się myśli to duża sztuka
Nie dla każdego
Ale taka nauka
Może wiele wysiłku kosztować
I nie zda się na wiele
Bo może powodować
Konflikty różnorakie, takie to a takie
Sytuacje niemiłe
Często na bakier z tym, co się chce
Lepiej zacząć od siebie
Dobrze gdy wybór należy do Ciebie
Bo nie być panem losu swojego jedynego
Boje się wyobrazić sobie coś takiego
To pean na to, co się ma
Paplanina
Jak się będzie uważać to idzie wytrzymać
Chociaż często koszą z trawą równo
Nie mów na życie gówno!
Gdy jestem zły – to szczerzę kły
Gdy jestem dobry – czekam nagrody
Gdy jestem zły – Malusia, idziesz Ty
Gdy jestem dobry – kąsają mnie kobry
18. KAŻDY POTRZEBUJE PRZYJACIELA
Każdy potrzebuje aby ktoś go wysłuchał
Poczuć chce na głowie dobre ręce
Każdy potrzebuje by móc komuś coś powiedzieć
Tak jak w tamtej piosence
Każdy potrzebuje do kogoś się przytulić
Widzieć uśmiech słońca w oczach bliskich
Może tylko czasem troszeczkę się boi
Sobie myślę, że dotyczy to wszystkich
Każdy szuka czego opowiedzieć nie umie
Na sposobów tyle ile jest bajek
Tak bardzo chciałby znaleźć brata w tłumie
O tym śpiewał też inny grajek
Każdy potrzebuje ciepła dobrego
I pragnie właściwie codziennego wesela
Każdy potrzebuje mieć kogoś bliskiego
Każdy potrzebuje przyjaciela
19. JESIEŃ
Jest jesień – nie mogę rano wstać
Jest jesień – cały dzień mógłbym spać
Czy wiesz jak nieprzyjemnie jest po ciemku musieć wstać?
Pewnie nie wiesz?
Posłuchaj jak bije serce moje
Dwa razy prawie szybciej niż kiedy normalnie
Gdy nagi wiosną leżę w trawie właściwie prawie śpię
O kurde!...
Jest jesień – niedługo święta już
Nie znoszę tych katolickich póz...
Co z Bogiem może mieć wspólnego
że ludzie żrą jak świnie?
to szybko minie...
Na szczęście jest jeszcze wazelina
Jesienią ta mnie przy duszy trzyma...
Inaczej bym zakopał się po szyję i już spał
Rady bym nie dawał...
Nareszcie po zimie wiosna jest
Na szczęście cykliczny Boga gest...
Ustawił tak na wieki świat że wszystko kręci się
W koło kręci się...
W koło kręci się...
20. LŚNIJ POTĘGO KOŚCIOŁÓW
U bram, których wrota ociekały ze złota uniósłszy swoje ręce ku niebu
Modlitwy szept męcząc ze sił swoich całych to Panu oddawał zwycięstwo
U stóp ciągnął pochód obdarty z nadziei, skazany na tak powolne konanie
I tylko słup ognia przypomnieć miał prawdę, iż niczem to przy tem co się stanie
Na wieki wydało się tedy triumfu oblicze grozą nakryte
Na klęczkach lub pełznąć to dane być mogło imieniem tak jego łaskawym
Gdy patrzył to wicher u stóp jego stawał jak jaki niewolnik usłużny
To tutaj, na ziemi, on Jego ramieniem układał kto mniej był to dłużny
Lecz nawet ta jego sylweta karząca malała na tle domu Ojca
Ten tutaj był mieszkał od samego początku do zupełnie samego końca
Czego nikt już nie pojmie i niech nawet nędzny nie próbuje
Klęcz i wykonuj w to jedno imię w które wierzysz i czujesz
Lśnij potęgo kościołów, a zakon uczyńcie żebraczym
Lśnij potęgo kościołów na tego królestwa odchodzie
Pochodnie lizały ten widnokrąg krwawy na ranie po rzezi zaprzeszłej
Gdy Amen rozlegnie się u sklepień niebios to wielki czas by zstąpić do piekieł
To głos Boga słychać – bo głosu takiego największy i z ludzi nie wyda
Struchlały byt wobec tajemnej potęgi jest niczem padliny ohyda
Czem topór karzący przed okiem upadłych tem jawi się moc nad mocami
Na sukna czerwieni stłamszone ofiary błagają o litość nocami i dniami
Liżąc popiół i proch u stóp jego nie ważą sie głowy podnosić
Nawet na myśl nie przyjdzie by wniwecz o łaskę poprosić
Ten kielich co złotem objawia wieczności unosząc się wedle objawień
Na miejsca, na których powinniście czekać napływa niczem płaszcz stary
A jeno słuchajcie słów które mówione są bramą na wieki wskazaną
Co było, a nie jest – nie pisze się w rejestr jak choćby i dobroć złamaną
Niewinni są winni i tego nie pojmać rozumem człowieczym się nie da
Bo gruzy odarte gdy krzyczeć by mogły i to skowyt ich sięgnąłby nieba
Najświętsze to imię co słuchać nakazań dopiero po końcu lat stawi
Jedyną i jedną konieczność i nakaz w tem sensie żywota objawi
Lśnij potęgo kościołów, a zakon uczyńcie żebraczy
Lśnij potęgo kościołów, a ludy pognajcie w kajdanach
Tak na nic te bicze i szat rozdzieranie, nikt panem samego siebie nie jest
Kolejna ofiara świętości ołtarzy przynosi znów siebie do ciebie
Gdy znosząc nadzieję jaka by ona nie była nie zastalim w domach nikogo
Ta ręka z pierścieniem wskazuje już długo którą trzeba iść drogą
Lśnij potęgo kościołów, a zakon uczyńcie żebraczy
Lśnij potęgo kościołów, nie dowiesz się co to dziś znaczy
Lśnij potęgo kościołów, a zakon uczyńcie żebraczym
Lśnij potęgo kościołów na znaku królestwa odchodzie
Lśnij potęgo kościołów, a zakon uczyńcie żebraczym
Lśnij potęgo kościołów, a ludy pognajcie w kajdanach
Lśnij potęgo kościołów, a zakon uczyńcie żebraczy
Lśnij potęgo kościołów, nie dowiesz się dziś co to znaczy
paroles ajoutées par czeski21 - Modifier ces paroles