Coma : Coma - Symfonicznie
歌词
1. INTRO
(Instrumental)
2. WOLA ISTNIENIA...
Ktoś mnie obarczył jarzmem win
Zaszczepił pierworodny grzech
Długi czas odczuwałem tylko wstyd
Proszę by dobrze zrozumiano mnie.
Wypaczona wola, chory cel
Poza moralnością księgi praw
Na moją głowę święty gniew
Proszę by dobrze zrozumiano mnie.
Wyczulony na piękno ze wzrokiem w noc
Wyśniłem mój bluźnierczy sen
Że nie czuję wstydu za mój los
Proszę by dobrze zrozumiano mnie.
Rodzi się moc
Oto rodzi się moc
Czuję jak rodzi się moc
Czuję jak rodzi się
Wola istnienia pod pojęciem "Człowiek".
Poprzez cierpienie nie stajesz się
Tak bardzo piękny jakbyś chciał
Stajesz się zgorzkniały i szczęśliwy mniej
Proszę by dobrze zrozumiano mnie.
Rodzi się moc
Oto rodzi się moc
Czuję jak rodzi się moc
Czuję jak rodzi się
Wola istnienia pod pojęciem "Człowiek".
Jeżeli piękno zasługuje na potępienie
Jeżeli mądrość potęguje jedynie zło
Jeżeli szczęście jest przeszkodą dla zbawienia
To osądzi mnie bezduszna wieczna noc.
3. PIERWSZE WYJŚCIE Z MROKU
Przed świtem obudziłem się by żyć
Wplątany w cudzą pościel, w cudze sny
Pomiędzy pożądaniem, a rozkoszą tkwi dolina nocy
Skazany na ponury miejski zgrzyt
Osnuty prześcieradłem brudnej mgły
Chcąc ukryć się przed sobą samym
Chlałem wódę w dusznym barze
Lecz przecież Bóg dobrze wie
Dlaczego dławi mnie wstręt
Dlaczego strach nabiera mocy i zniewala rozum
Na pewno każdy choć raz
Utracił wiarę jak ja
Obym nie bliżej stał
Sennego dnia w królestwie mroku
Prorocy porzygali się i śpią
Poeci umierają w grobach strof
Anioły śmierdzą potem, żrą kiełbasę
Mają w dupie żywych
Zginęła w niepokoju wielkich miast
Osnuta huraganem durnych spraw
Maleńka tajemnica - bycia w ciszy
Lub po prostu bycia
Ginie nadzieja i moc
Rośnie apetyt na zło
Zwyciężą ci, co nienawiścią silni
Szydzą z innych
Nad miastem wyrósł jak krzyk
I zamknął drogę do gwiazd
Ogromny wstyd i strach przed ciszą
Eteryczną
Mimo że zgubiłem się
Mimo że zabrnąłem w mrok
Wymieszałem z błotem krew
Ocaleję mimo to
Trzeba uprzytomnić sobie że
Nawet kiedy wszystko straci sens
Znajdziesz przestrzeń gdzie
Wielka wiara tłumi lęk
I jeżeli tak ma być, że pomimo wszystko
Ja wydostanę się
To chyba warto
Wierzyć
Mimo że...
4. OSTROŚĆ NA NIESKOŃCZONOŚĆ
Nie zamierzam Cię truć
Pigułkami ze słów,
Nie potrafię uchronić od smutku,
Moralności mi brak,
Pogubiłem się sam,
Chciałbym tylko nadzieję ocalić od zła.
Zaniemogły ze strachu,
Zagoniły się w szaleństwie
Myśli złożone,
Marzenia bezsenne.
Lekko pozacierały się
Granice między dobrem a złem,
W każdą stronę
Rozbiegły się znaki jak psy.
W kolejnej odsłonie
Skurwiłem się znojnie
Lecz dzięki Tobie
Nie wszystko skończone,
Ja widzę ostrość na nieskończoności
To nieskończoność nabiera ostrości.
Znam drogi wiodące do dna,
Mosty rzucone na wiatr,
Światło walczące o blask,
Kształty bez formy i żal.
Ten pomiędzy wszystkim to ja,
Powinienem wybrać, lecz jak?
Każdy dzień daje znak,
Że zatrzymał się...
Czas drąży myśli,
To wściekłość i wrzask,
Ona wzbiera we snach,
Ona chwyta mnie w locie i
Powstrzymuje czyny.
My zaplątani w niemoc
Znów nie wypełniliśmy się
Nie wypełniliśmy się
Dniem.
5. TRUJĄCE ROŚLINY
Przemieniła
Na wskroś wydrążyła mnie
Woda ognista
Z jęczmienia wydobyta pól.
Traw meksykańskich garść
Przyprawiła mnie
O lot bez tchu
O stan na podobieństwo snu.
Jeszcze więcej znam
Jeszcze więcej ich znam
Zatruwają łeb
Odbierają czas
Ale żadna z nich
Ale żadna jak ty
Nie olśniła mnie
Nie ujęła win.
Łąki, u schyłku lata
Łąki
Wyciskałem z nich sok i kolory
Oleiste sezonowe zło.
Natarczywa
Na wskroś nieznośna
Siła, z jaką płynie
Z jaką ciśnie się przeze mnie mrok.
Jeszcze więcej znam
Jeszcze więcej ich znam
Zatruwają łeb
Odbierają czas
Ale żadna z nich
Ale żadna jak ty
Nie olśniła mnie
Nie dodała mi sił.
Dalej i dalej na paraboli czasu
Wznoszę się, aby za chwilę opaść na dno.
Z roślin trujących bukietem idę w garści
Wszystko najlepsze, co mogło być przepadło.
Jeśli to tylko nieznośne poplątanie
Jeśli to tylko chwilowa zapaść woli
Jutro spróbowałbym cię przeprosić ładnie
Jutro przyrzeknę ci wszystko wynagrodzić.
Niebezpieczne i ciemne
Moje wędrówki po piekle
Splątane drogi przez noc
Nie wydostanę się stąd.
Chyba, że ty...
Chyba, że ty...
Chyba, że podasz mi dłoń.
Splątane drogi przez noc
Nie wydostanę się stąd.
Nim połknie mnie
Nim połknie mnie noc
Nim połknie mnie zła noc.
6. TRANSFUZJA
Transfuzja niezależnego czadu
Transfuzja wyobrażeń!
Transmisja, nasycenie brzmieniem.
Decyzja wkroczenia na przestrzenie.
Stymulacja, mentalne przesilenie.
Konsolidacja, natchnienie!
Współpraca na drodze do poznania.
Zasada: negować wszelkie prawa.
Symbioza, rockowe zapętlenie.
Diagnoza: wyzwolenie!
Na pewno mogę, na pewno chcę, wiem!
Na pewno pragnę, na pewno wiem, że
Na pewno teraz nie zeżre mnie, nie!
Jałowe życie, jałowa śmierć.
Poukładana z niepełnych zdań
Prosta formuła głębokich zmian
Nim zdecydujesz pamiętaj, że...
Jałowe życie - jałowa śmierć.
Impresja, utrwalanie szałem.
Sugestia: zasysanie planet.
Aktywacja pokładów nowej mocy.
Eksplozja przestrzeni atomowych.
Determinacja o sile supernowej.
Eksploatacja, elektryczny ogień.
Demonstracja szeregu możliwości.
Akceptacja rzeczywistości.
Na pewno mogę, na pewno chcę, wiem!
Na pewno pragnę, na pewno wiem, że
Na pewno teraz nie zeżre mnie, nie!
Jałowe życie, jałowa śmierć.
Poukładana z niepełnych zdań
Prosta formuła głębokich zmian
Nim zdecydujesz pamiętaj, że...
Jałowe życie - jałowa śmierć.
Transfuzja wyobrażeń!
7. SYSTEM
Zapowiadano duszny wyż,
Tymczasem od piętnastu dni
Nie można było pozbyć się uczucia żalu.
Zataczałem się we mgle,
Najpierw byłaś obok mnie
Albo nie było cię wcale.
Zrozum, jeśli nie będę umiał
Zmusić się do życia.
Wybacz, jeśli nie będę umiał
Powstrzymać się od picia.
Musi minąć kilka dni
Zanim zduszę w sobie wstyd,
Zanim nabiorę nowych sił.
I nie wiem, w którą stronę,
I nie wiem, dokąd mogę dotrzeć.
Uwalniam swoją wolę,
Zaczynam nową drogę,
W miejsca, których nie ogarnie myśl.
Zastrzeliłem się
Październikiem w łeb,
W bramie obok mnie
Leżał martwy i modlił się jak mógł
Ten sam pijany Bóg,
Którego ja wzywałem.
A teraz, jeśli nie będę umiał
Powstrzymać się od śmiechu,
To nie masz prawa pijany starcze
Policzyć tego grzechu.
Musi minąć kilka dni
Zanim zdławisz w sobie krzyk,
Zanim nabierzesz nowych sił.
I nie wiem, w którą stronę,
I nie wiem, dokąd mogę dotrzeć.
Uwalniam swoją wolę,
Zaczynam nową drogę,
W miejsca, których nie ogarnie myśl.
8. PASAŻER
A jeśli w imię Boga zechcesz iść
Zostaw po drodze niepotrzebny krzyż
Miłości, nadziei naładuj w kieszenie i chleb
Potem idź gdzie chcesz
Aż najmniejsza z dróg
Dotknie twoich stóp
Wtedy stań na najwyższej z gór
I połknij wiatr byś wykrzyczeć mógł
Ja tańczę, a niebo, niebo gra
Ja śpiewam, prze-niebieski czas
A kiedy rozdasz najcieplejszy szept
Gdy przewędrujesz każdy mały sens
Pomyślisz że tak, że wypełnił się czas
To ostatnia z dróg
Szuka twoich stóp
Teraz stań na najwyższej z gór
I połknij wiatr byś wykrzyczeć mógł
Ja tańczę, a niebo, niebo gra
Ja śpiewam, prze-niebieski czas
Ja tańczę, a niebo, niebo gra
Ja śpiewam...
9. ŚWIADKOWIE SCHYŁKU CZASU KRÓLESTWA WIECZNYCH CHŁOPCÓW
Przyjacielu,
Czy zrozumiesz
To, co czuję i to, o czym mówię?
Oto gatunek nasz
Oto wymiera
Jak fantastyczne baśniowe stworzenia.
My jednorożce współczesnej epoki
W kościele ze złudzeń wraz z nimi
Rozpadamy się w pył.
Jutro
Gdy zabraknie poezji
Jutro
Zimne słońce nauki zmrozi krew
Jutro
Przestaniemy być piękni
Lecz dzisiaj ostatni chwalmy dzień.
Świadkowie schyłku czasu
Królestwa wiecznych chłopców.
Wszystko, co po nas
Przyjdzie niechybnie
Na pewno będzie dobre
Ale brzydkie.
Na tę wojnę
Nikt nie pójdzie
By wydobywać feniksy z popiołów
Barwne ptaki
Już suną tłumnie
W roztańczone ogniska historii.
Artyści to raczej grabarze kultury
Wytwórcy masowej zagłady dla piękna sprzed lat
Pomniki upadku królestwa nadziei
I wiem, o czym mówię, bo dziś jednym z nich jestem ja.
Jutro
Zimne słońce nauki zmrozi krew
Jutro
Przestaniemy być piękni
Lecz dzisiaj ostatni chwalmy dzień.
Świadkowie schyłku czasu
Królestwa wiecznych chłopców.
Wszystko, co po nas
Przyjdzie niechybnie
Na pewno będzie dobre
Ale brzydkie.
10. ZAMĘT
Niedogotowana we mnie siła
Niedogotowane we mnie słowa
Niedogotowana we mnie miłość
Niedogotowana wola.
Niepozatykane szpary w oknach
Nie do pokonania śnieg i błoto
Niedopracowana pierwsza zwrotka
Niewypowiedziana treść spowita w mgłę.
Niezagospodarowana przestrzeń
Niezagospodarowane wnętrze
Niezagospodarowana pamięć
Znowu zadecydowano za mnie.
Ponadwyrężane ścięgna wiary
Pozapominane cel i powód
Pozaprzedawane duch i ciało
Nieodnaleziony czas wiruje wstecz.
Wszystkie siły sprzeczne
Zakodowane w czasie
Nie zwaliły mnie z nóg
A wzmocniły trwale.
Więcej sił
Żeby żyć
Więcej
Jeszcze więcej sił
Żeby żyć więcej
Jeszcze więcej sił
Żeby żyć!
11. SPADAM
Spadam
Powoli spadam
W korytarze świateł
W pomruki znaczeń
Spadam
Jakby nie było
Całego świata
Jak by nie było nawet mnie
Spadam
Pomiędzy zdania
W niedorzeczności
Bez wahania
Spadam
Chroni mnie wiara
Niech będzie chwała Bogu
A w mojej duszy spokój
Spadam
Co się wyprawia?
Cały w spadaniu
Cały ze światła
Spadam
Jaka zabawa
Jaki tu spokój
Równowaga
Spadam
Nie czuję ciała
I tylko błagam
O łaskę trwania jeszcze
Spadam
Zostaniesz sama
A może to mój chory sen?
A może śmierć?
A może nie ma
Nie, nie ma
Może nie ma mnie?
Nie, nie, nie...
sen?
A może śmierć?
A może nie ma...
12. LESZEK ŻUKOWSKI
Czasami wolę być zupełnie sam
Niezdarnie tańczyć na granicy zła
I nawet stoczyć się na samo dno
Czasami wolę to niż czułość waszych obcych rąk
Posiadam wiarę w niemożliwą moc
Potrafię jeśli chcę rozświetlić mrok
Mogę poruszyć was na kilka chwil
Tylko zrozumcie kiedy zechcę znowu z sobą być
Na pewno czułeś kiedyś wielki strach
Że oto mija twój najlepszy czas
Bezradność zniosła cię na drugi plan
Czekanie sprawia że gorzknieje cała słodycz w nas
Ogromny zgrzyt znieczula nas na szept
Tak trudno znaleźć drogę w ciepły sen
Słowa zlewają się w fałszywy ton
Gdy nadwrażliwość jest jak bilet w jedną stronę stąd
Okłamali mnie z nadzieją że
Uwierzyłem i przestanę chcieć
Muszę leczyć się na ból i strach
Gdzie jest człowiek który z siebie sam pokaże mi jak
Kto pokaże mi jak?
Czasami wolę być zupełnie sam
Niezdarnie tańczyć na granicy zła
I nawet stoczyć się na samo dno
Czasami wolę to niż czułość waszych obcych rąk
Posiadam wiarę w niemożliwą moc
Potrafię jeśli chcę rozświetlić mrok
Mogę poruszyć was na kilka chwil
Tylko zrozumcie kiedy zechcę znowu z sobą być
Znowu z sobą być...
Na pewno czułeś kiedyś wielki strach
Że oto mija twój najlepszy czas
Bezradność zniosła cię na drugi plan
Czekanie sprawia że gorzknieje cała słodycz w nas
Ogromny zgrzyt znieczula nas na szept
Tak trudno znaleźć drogę w ciepły sen
Słowa zlewają się w fałszywy ton
Gdy nadwrażliwość jest jak bilet
W jedną stronę stąd
Niczego nie będzie żal...
Okłamali mnie z nadzieją że
Uwierzyłem i przestanę chcieć
Muszę leczyć się na ból i strach
Gdzie jest człowiek który...
...niczego nie będzie żal
13. STO TYSIĘCY JEDNAKOWYCH MIAST
Przedostała się w parszywy czas
Przez ulice zakażone bezradnością dni
Przez korytarz betonowych spraw
Pewność że my
Mimo wszystkich nieprzespanych nocy
Mimo prawdy porzuconej na rozstajach dróg
Potrafimy w rzeczywisty sposób
Znaleźć się już
W domu będzie ogień
A do domu proste drogi
Wiodą słusznie moje stopy
Nie zabraknie mi sił
Czas poplątał kroki
Jest łagodny i beztroski
Ma zielone kocie oczy
Tak samo jak Ty
Nauczyłem się umierać w sobie
Nauczyłem się ukrywać cały strach
Nie do wiary że tak bardzo płonę
Nie do wiary że rozumiem każdy znak
Zapomniałem że od kilku lat
Wszyscy giną jakby nigdy ich nie miało być
W stu tysiącach jednakowych miast
Giną jak psy
Dobre niebo kiedy wszyscy śpią
Pochlipuje modlitwami niestrudzonych ust
Tylko błagam nie załamuj rąk
Chroni nas Bóg
Ja mógłbym tyle słów utoczyć
Krągłych i beztroskich
Ze słonego ciasta zmierzchów
Jeśli zechcesz je znać
Wzrok przekroczył linię
Horyzontu aby zginąć
A Ty przy mnie śpisz i żyjesz
Nieodległa w snach
Nauczyłem się...
To ja, ten sam
Od tylu lat, sam
Bo Ciebie mi brak
Ciebie mi brak
Bo Ciebie mi brak
Ciebie mi brak
To ja, ten sam
Od tylu lat, sam
Czekam